CHI CERCA TROVA

Idą wakacje, a zatem i czas na szukanie nowych kierunków, zastanowienie się czy wybrać bezpieczną, zorganizowaną wycieczkę lub wakacje w hotelu z all inclusive czy może jednak tym razem trochę zaszaleć i zorganizować sobie wszystko samemu.


Włochy to kierunek bezpieczny. Tam nie może się cokolwiek nie udać. Pogoda gwarantowana, czasem tylko ziemia się trochę im trzęsie. Ludzie mili i towarzyscy, choć do domu raczej cię nie zaproszą, no chyba że powalisz ich swoją osobowością i od razu uznają cię za przyjaciela rodziny, ale nie liczyłabym na to zbytnio. Zabytków w bród, co kamień to historia. Dobrego jedzenia i wina tak łatwo dostępnego nie ma chyba nigdzie indziej na świecie, no może we Francji, ale tam ludzie ciut aroganccy i snobistyczni, albo w Hiszpanii, ale tam się nie dogadasz w inszym języku jak ich własny, coś jak w Japonii, gdzie też ni hu-hu poza ich krzaczki. No więc co nam pozostaje? Otóż, Italia!



Dobra, kierunek mamy, ale gdzie konkretnie się udać? Tyle miejsc, tyle możliwości, a znajomi opowiadają o Rimini, San Marino, Rzymie, Watykanie, Florencji, Wenecji, to wszystko przecież trzeba zobaczyć. Tak, może i trzeba, ale środek sezonu to nie jest zbyt dobra pora na te kierunki. Może dobrze byłoby się zastanowić nad czymś mniej znanym i zadeptanym, a te sławne miejscówki zostawić na jakiś posezonowy weekend, tym bardziej, że linie lotnicze od jakiegoś czasu rozpieszczają nas cenami przelotów?

Mam dla Was kilka propozycji właśnie takich miejsc, trochę na uboczu, nieprzesadnie rozreklamowanych, ale przez to zachowujących swój urok i styl małych miasteczek, gdzie zwykłe życie toczy się na ulicy, wśród sąsiadów. Jeśli tego szukacie, to właśnie znaleźliście.


5. URBINO (region MARCHE) 

W II połowie XV wieku na wzgórzu miał swoją siedzibę jeden z najznakomitszych dworów Europy. Książe Federico da Montefeltro do budowy i wystroju wnętrza swojego pałacu zatrudnił największych artystów i architektów tamtego czasu. Dziedziniec pałacu stał się wzorcem dla wszystkich innych tego typu budowli renesansowych. Centrum miasta stanowi pełen życia trójkątny Piazza della Repubblica.


Centro storico Urbino znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Dzięki tętniącemu życiem uniwersytetowi nie stało się ono jedynie obiektem muzealnym. W roku 1483 przyszedł tutaj na świat jeden z najwybitniejszych artystów włoskiego renesansu, Raffaelo Santi, znany w Polsce jako Rafael. 
 



 








Jeśli macie ochotę pozwiedzać, to do wyboru jest kilka muzeów i kościołów:
  • Palazzo Ducale - jego budowę rozpoczęto w 1465 roku, na polecenie księcia Federico III; dziś mieści się w nim muzeum i Galleria Nazionale delle Marche, gdzie można obejrzeć wspaniałą kolekcję dzieł takich artystów jak pochodzących właśnie z Urbino Rafela i Federica Barocciego, Piera della Francesco czy Tycjana


  • katedra Santa Maria Assunta – neoklasyczna świątynia zaprojektowana przez architekta Giuseppe Valadiera


  • Oratorium św. Jana, którego fasada została ozdobiona ślicznymi freskami przedstawiającymi życie św. Jana Chrzciciela oraz ukrzyżowanie Chrystusa (trafiliśmy akurat na targ zorganizowany przez grupę misyjną sprzedającą unikatowe wyroby swoich podopiecznych z całego świata)

 
  • zamek Fortezza Albornoz, z której rozciąga się cudowna panorama okolicy
  • dom rodzinny Rafaela z zachowanym po dziś dzień warsztatem, w którym pracowali Rafael i jego ojciec Giovanniemu Santi (Sanzio). Jedynym dziełem Rafaela, które zachowało się w jego domu jest malowidło przedstawiające Madonnę z Dzieciątkiem
  • plac Piazza Rinascimento z egipskim obeliskiem z 1737 roku

4. GRADARA (region MARCHE)

To średniowieczne miasteczko słynie z jednej rzeczy. Zamku, który góruje nad okolicą oraz związanej z nim legendy o Paolu i Francesce, kochankach opisanych przez Dantego w Boskiej Komedii, gdzie umieścił ich w drugim kręgu piekieł. Tym dla nadmiernie zmysłowych. Dusze potępionych targane są wiatrem, który ma przypominać im ich niestałe uczucia.



Zamek, dość mocno zdewastowany przez trzęsienie ziemi, został odkupiony na początku XXw. przez rodzinę Zanvettorich i doprowadzony do stanu obecnego, który stara się zbliżyć do oryginału, choć pozostanie jedynie rekonstrukcją wyobrażeń właścicieli.








Jeśli wierzyć przekazom, to zachowała się nawet klapa w podłodze w sypialni Franceski, przez którą Paolo próbował uciec przed swoim bratem a jej mężem.







Ciekawym miejscem jest sala tortur znajdująca się w podziemiach zamku. Dla amatorów.


Samo miasteczko jest jednym z bardziej urokliwych miejsc, jakie we Włoszech widziałam. Zresztą tam wszędzie, gdzie się nie pojedzie, chodzi się po tysiącletnich kamieniach, gdzie historia jest na wyciągnięcie ręki, nie można się nie zachwycać na każdym kroku.








3. SAN LEO (region EMILIA ROMAGNA, dawniej MARCHE)

Szykując się na tę wycieczkę po małych, okolicznych miasteczkach, zasięgnęliśmy języka u naszych włoskich przyjaciół, aby wskazali nam miejsca według nich piękne, ale nieoblegane przez rzesze turystów, gdzie spokojnie będziemy mogli pochodzić po wąskich, zacienionych uliczkach, w których nad głowami będzie nam trzepotać suszące się pranie, gdzie nie będzie kolejek do każdego ładniejszego widoku czy atrakcji. Zastanowili się chwilę i podali nam właśnie listę tych miejsc, które tu opisuję. Gdy usłyszeli, że chcę rodzinie pokazać między innymi San Marino, w którym byłam jako nastolatka, spojrzeli z dezaprobatą i wskazali na mapie punkt, wzgórze, bardzo blisko tamtego słynnego z trzema basztami, ale dali słowo, że tutaj nie będzie prawie nikogo. Nazywa się się to miejsce San Leo. Z jego szczytu widać San Marino jak na dłoni. I vice versa.









San Leo, forteca uczepiona wysokiej skały, wisząca nad przepaścią, zawsze zadziwiała swoim pięknem odwiedzających ten północny kraniec Marche. Chwalił ją Machiavelli a Dante wziął za model swojego "Czyśćca".

Największą atrakcją San Leo jest twierdza (Rocca Fortezza) wybudowana na zlecenie Federico del Montefeltro. Twierdza podobnie jak wiele innych starożytnych zamków, w tym te położone w sąsiednim San Marino pełniła rolę więzienia, w którym przetrzymywano pospolitych przestępców, a także wrogów Watykanu.



W San Leo znajdują się dwa kościoły wybudowane z miejscowego piaskowca w stylu romańskim. Starszy to kościół parafialny Santa Maria Assunta. Za kościołem znajduje się założona przez Świętego Leona kaplica, świadcząca o chrystianizacji tego terenu we wczesnych wiekach naszej ery.
Nowszy kościół to katedra Świętego Leona (Cattedrale di San Leone) zbudowany na miejscu dawnej świątyni Jowisza. Katedra ma formę krzyża łacińskiego złożonego z trzech naw. W podziemiach katedry znajdują się liczne groby, gdzie pochowani są członkowie starych rodzin szlacheckich miasta.







W krypcie zachowała się pokrywa sarkofagu Świętego Leona, który pierwotnie został pochowany w kaplicy za kościołem Santa Maria Assunta.



W krajobrazie San Leo widoczna jest też ponad trzydziestometrowa wieża strażnicza (La Torre Civica), podobnie jak pozostałe budowle zbudowana z piaskowca. Z czasem wieża strażnicza została przebudowana i stała się dzwonnicą kościoła, a na jej wierzchołku umieszczono dzwon.




Gdy już się naoglądacie, nachodzicie i w którymś momencie dopadnie was głód i pragnienie, to warto zejść do miasteczka, usiąść przy pierwszym z brzegu stoliku z widokiem na wszechobecną Rocca Fortezza, wyciągnąć nogi, zamówić jedzenie, karafkę wina, zamknąć oczy i oddać się kontemplowaniu la dolce vita.
 
















BONUS: będąc 20km od San Marino, mimo że miałam to odradzane wszerz i wzdłuż, nie mogłam nie zajechać choć na 5min., tym bardziej, że zrobił się późny wieczór, a właściwie noc i miałam nadzieję, że cały tłum turystyczny już sobie pojechał. A to miasteczko Trzech Wież tak pięknie wygląda właśnie rzęsiście oświetlone. A więc z San Leo pomknęliśmy jeszcze na wzgórze, które stamtąd było widać w oddali. Szybki spacer i dzieciaki kolejne państwo europejskie, najstarszą republikę świata, mają zaliczone ;-)







Jednym z najważniejszych miejsc w San Marino jest Piazza Della Liberta. To średniej wielkości plac przy którym stoi gmach Pallazzo Publico. Jest siedzibą jednoizbowego parlamentu San Marino. Budynek Pallazzo Publico pochodzi z okresu średniowiecza i jest zwieńczony wieżą zegarową. Z samego Piazza Della Liberta rozpościera się przepiękny widok na cały region.



A że nam zawsze w takich właśnie chwilach, gdy jedziemy niezapowiedziani, na wariackich papierach, zdarza się trafić na coś ekstra, to tym razem wpadliśmy na próbę generalną przed jakąś paradą.



2. COMACCHIO (region EMILIA ROMAGNA)

Tak jak San Leo jest pięknym zamiennikiem dla wypełnionego Rosjanami San Marino, tak kolejne miejsce pokazane nam przez naszych przyjaciół jest dobrą alternatywą dla... samej Wenecji. Tak, tak, istnieje miasteczko, niedaleko Rawenny, które także posiada kanały i gondole, mosty i mostki, kolorowe kamieniczki, gdzie można wędrować w celu i bez celu, zagubić się w wąskich uliczkach, które przechodzą  znienacka w obszerne place lub promenady nad kanałami. I wiecie co? Nie ma tam prawie w ogóle turystów! Momentami przez to wyludnienie miałam wrażenie, że jestem na planie filmowym, jakby chodziła wśród sztucznych dekoracji. Wszystko takie równiutkie, wycacane, czyścutkie i momentami ni żywej duszy na horyzoncie.
















Łódkami pływa się za darmo, nielicznych turystów wożą charytatywnie ochotnicze hufce wodne ;-) Przez to trzeba czasami na nich poczekać, gdy mają akurat nigdzie niezapisaną przerwę, ale nie można mieć przecież do nich żadnych pretensji, gdy robią to pro publico bono.














Czy z łódki da się wysiąść z gracją? ;-)





1. BRISIGHELLA (region EMILIA ROMAGNA)

Na koniec mój number one, moja miłość i miejsce, w którym chciałabym mieszkać na starość. Tym bardziej, że właśnie stamtąd pochodzą nasi serdeczni przyjaciele, do których serce tęskni każdego dnia. Oni pokazali nam swoje miejsce na Ziemi i my to miejsce pokochaliśmy tak samo mocno jak oni.
Miasteczko, w którym mieszkamy w trakcie miesięcznych wakacji, baza wypadowa naszych wszystkich wycieczek i miejsce wieczornego odpoczynku, gdzie zapach powietrza jest jedyny w swoim rodzaju, gdzie latem dwa razy w tygodniu odbywa się lokalne mercatino, na którym można kupić świeże owoce, warzywa, sery, wędliny od okolicznych wytwórców i hodowców, gdzie w lipcowe piątki o godz. 21.00 (gdy w Polsce dzieci już smacznie śpią) odbywają się przedstawienia uliczne dla dzieciaków, gdzie mają najlepsze lody i pizzę, której nie równa się żadna inna na świecie, to miasteczko to malutka Brisighella

Byłam we Włoszech w wielu pięknych miastach i miasteczkach, zobaczyłam wszystko co słynne i must see, ale serce oddałam temu miejscu, może niepozornemu, szerzej nieznanemu, choć dawno, dawno temu, będącemu słynnym kurortem, takim naszym sanatorium, gdzie jeździło się do wód, ale mającemu niesamowity, nieodparty urok. To taka mała Italia w pigułce. Nie dość że samo miasteczko jest stare jak świat, piękne jak większość włoskich miasteczek, do tego wspaniale położone u podnóża wzgórza, na którym mieści się do dzisiaj twierdza z basztą i wieżą zegarową, na którą prowadzi milion schodków, to jeszcze do tego otaczają ją rozległe tereny z rezerwatami przyrody. Jest tego tyle w okolicy, że nawet nie wiem od czego zacząć to wszystko wam opisywać. Może zacznijmy w centrum i będziemy się przesuwać ku obrzeżom.


To centrum tworzy plac przy kościele Collegiata di San Michele Arcangelo. Tutaj toczy się życie towarzyskie miasteczka, to tutaj wokół kościoła rozkłada się w ciągu dnia mercatino, a wieczorem wyświetlane są filmy na tle ściany pobliskiego hotelu.










Centrum to także jedyna w swoim rodzaju uliczka - Via del Borgo o degli Asini, ulica Osiołków. Jej niespotykaną cechą jest to, że biegnie jakieś 5m nad poziomem innych ulic, tak jakby na pierwszym piętrze, wewnątrz budynku. Tamtędy wprowadzano osły ciągnące wózki z towarami i stąd jej nazwa.




 






Panoramę Brisighelli dominują trzy wzgórza: Rocca di Brisighella ze średniowieczną twierdzą, drugie z wieżą zegarową - Torre dell’Orologio i trzecie - Santuario del Monticino z Muzeum Geologicznym. To chyba największe atrakcje miasteczka, widoczne z każdego punktu w mieście i okolicy.































I tak dochodzimy do obrzeży miasteczka, gdzie oprócz Muzeum Geologicznego Monticino znajduje się kilka grot, dawnych kopalni gipsu z wydobycia którego słynie cała okolica. Nam gips kojarzy się z białym proszkiem, prawda? Wydobywany natomiast jest w postaci delikatnego kryształu, wygląda jak nasz łupek, ma warstwy, tak cienkie i przejrzyste, że kiedyś z największych płatów robiono szyby do okien. My byliśmy w jednej z takich grot - Cava Marana, gdzie bramę sforsowaliśmy bokiem przez dziurę w płocie. Nie tylko Polacy, widać, umieją kombinować ;-)




w


Reszta towarzystwa, oprócz mnie, weszła w tę czarną dziurę na powyższym zdjęciu. Podobno jest tam podziemne, piękne jezioro z kryształowo czystą wodą. Podobno absolutnie nie ma czego się bać. Wierzę im na słowo. Organizowane są tam koncerty muzyki klasycznej, ale wtedy grota jest podświetlona i panują cywilizowane warunki.




Brisighella to także najlepsze lody i pizza. Małe, lokalne zakłady dla miejscowych. Takie są najlepsze, bo robiąc dla swoich muszą się postarać, ponieważ oni zostają i trzeba ich karmić dobrze. To nie rzeka turystów na via del Corso w Rzymie, gdzie przyjdziesz, zjesz i znikniesz, a twoja opinia nijak nie wpłynie na działalność tego czy innego baru. Natomiast swoi nie przyjdą do ciebie, jeśli coś spieprzysz.







Kawałek za Brisighellą leży Rezerwat przyrody La Vena del Gesso z najwyższym szczytem w okolicy - Monte Mauro 515m n.p.m. Zdobyć go to za duże słowo, bo od parkingu można dotrzeć na szczyt w parę minut, ale za to panorama 360st. ze szczytu przyprawia o zawrót głowy.










 
Niedaleko Brisighelli leży inne miasteczko - Faenza, słynne głównie z wyrobów ceramicznych, ale nasi przewodnicy zaprowadzili nas także do neoklasycznego Palazzo Milzetti.






Niedaleko Faenzy znajduje się natomiast niesamowite miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w okolicy, choć nie jest otwarte na codzień, na oglądanie trzeba się umawiać lub trafić na jakąś imprezę, jak my. To Torre di Oriolo. Niedawno odrestaurowana wieża jest pozostałością starożytnej twierdzy należącej do rodziny Manfredi z XV wieku. Z nieregularnym sześciokątnym kształtem ma 17 m wysokości nad ziemią oraz kolejne 11 m pod ziemią, o średniej grubości około 2,80 m, co pozwoliło wieży wytrzymać niemieckie bombardowania II wojny światowej. Składa się z sześciu pięter. Latem, w środy, odbywają się tutaj wieczory z degustacją miejscowych win. Jest muzyka, tańce, dobre jedzenie i oczywiście wspaniałe wina. Jeśli włoży się trochę wysiłku i wejdzie się na szczyt wieży, można podziwiać panoramę 360st. siegającą przy dobrej widoczności aż po Adriatyk.








A jeśli już o zamiennikach mówimy, to zamiast obleganego przez turystów Rimini, polecam wam plaże w okolicach Rawenny, np. Marina di Ravenna, gdzie jeżdżą na codzień i od święta sami Włosi.

 










BONUS: MIRABILANDIA 

Jeśli będziecie mieli ochotę na trochę adrenaliny, jedziecie z dziećmi i chcielibyście zrobić sobie przerwę w zwiedzaniu bądź plażowaniu, to w pobliżu Ravenny macie wypasiony park rozrywki - MIRABILANDIĘ. Polecam - nie tylko dzieciom ;-)











Komentarze