DZIEŃ X: ODPOCZYNEK

BENALMADENA


Po 10 dniach w drodze należał się nam jeden dzień odpoczynku, nicnierobienia, leżenia plackiem na słońcu, jedzenia i spania w czasie sjesty. Dłużej byłoby nudno, ale jeden dzień przerwy nikomu jeszcze nie zaszkodził. Tego dnia też dowiedzieliśmy się, że sjesta jest porą świętą, zapada cisza i spokój, chodzi się na paluszkach nawet po gorącym piasku. Bo Hisz-panowie, panie jakoś nie, zapadają w zasłużony, codzienny sen i nie wolno im go przerywać. Muszą mieć choćby te 30min. na poobiednią drzemkę, bo dzień bez sjesty, to dzień stracony, a Hiszpan niewypoczęty, to Hiszpan zły. A że my niezwyczajni spać w dzień, więc gdy Roman odpłynął, my odpłynęliśmy także, kawałek od brzegu na upolowanym w pobliskim sklepiku donacie.












Ale zanim każdy oddał się swoim przyjemnościom, najpierw oczywiście poszliśmy na obiad. Cudowne w Hiszpanii jest to, że zaraz przy plażach mają sieć barów chiringuito serwującą wszystko, co dusza zapragnie, a pochodzi z morza. Ryby, kalmary, małże, krewetki, grillowane sardynki i maleńkie sardele posypane grubą solą morską - to coś wspaniałego, nie do pobicia. Dla samego tego jedzenia chciałoby się tam mieszkać.








Komentarze